Opowiadanie jest dość długie, ale mam nadzieję, że interesujące. Zapraszam.

" I nie mów do mnie Duszko - krzyknęła Dusza gniewnie - nie jestem jakaś niedorozwinięta czy ułomna,
jestem normalną, świetnie się kiedyś zapowiadającą, wrażliwą i delikatną kobiecą duszą, piękną i jasną."

Muzyczny motyw przewodni

https://www.youtube.com/watch?v=hLjx9CkfA4I

A.Maria Jopek & Michał Żebrowski "UPOJENIE"

*******************************************************************************************************************************


1 grudnia 2014

odc. 13 - Nie chcę wiedzieć, co o mnie myślisz.



Kilkanaście metrów od jej schodów, stał nieruchomo, oparty o bok jej zaparkowanego samochodu i wpatrywał się w nią z niepewnym uśmiechem.

- * CO ON TU ROBI ?!!! – gniew wzbierał w niej jak tajfun – jak śmiał tu przyjechać. Jakim prawem.. czy on całkiem oszalał ?? .... no pięknie się wpakowałam... – do gniewu dołączyła panika – Tylko spokojnie.. tylko spokojnie.... zamknę oczy i jak otworzę to jego tu nie będzie.. nie wygłupiaj się ... w cuda wierzysz... to nie książka....*

Jednak zamknęła szybko oczy i ponownie je otworzyła.. ale nic się nie zmieniło. Może tyle, że poruszył się niespokojnie robiąc krok w jej stronę.


- *No to już jest szczyt wszystkiego .. przyjeżdżać tu.. przecież wiedział, że nie chcę go więcej widzieć – tajfun szalał na dobre - wyrzucę go stąd natychmiast ....
Ruszyła w jego kierunku zdecydowanym krokiem, z chmurą gradową nad czołem. 

Kiedy schodziła po schodach, kątem oka dostrzegła Magdę. Wracała szybkim krokiem do recepcji.
- Olka....Twój znajomy cię szukał, więc przyprowadziłam ci gościa – rzuciła przez ramię i poszła dalej.
Olka opanowała się w sekundzie. Przecież nie będzie tu, na środku ośrodka robić scen. Zwolniła krok i już spokojnie zbliżała się do niego, on powoli też ruszył w jej kierunku. Kiedy podeszła na tyle blisko, że zobaczył jej gniewne oczy, zatrzymał się raptownie w nagłym przestrachu.
- oj... chyba narozrabiałem – powiedział bardzo niepewnym głosem, gdy już się zbliżyła
- co ty tu robisz ??? – syknęła wściekle – oszalałeś ???
co Ty sobie wyobrażałeś  ? - zakończyła zduszonym sykiem.
Stała naprzeciwko niego jak uśpiony na chwilę tajfun, gotów w każdej chwili wybuchnąć.
- nie mogłem wytrzymać... musiałem cię zobaczyć – powiedział żałosnym głosem, patrząc na nią z miną zbitego psa.
Kątem oka zauważyła, że Magda odwróciła się i rzuciła w ich stronę zaciekawione spojrzenie. 

W momencie opanowała się i wróciła jej zdolność logicznego myślenia. Objęła go na misia i zaczęła się z nim witać jak ze starym znajomym.
Zaskoczony nagłą zmianą, przez ułamek sekundy nie wiedział jak się zachować, ale natychmiast się dostosował, choć wyszło mu to trochę nieporadnie. Objął ją tak samo i wymienili uściski jak starzy znajomi po długim niewidzeniu.

- ja tu się cieszę nienaganną opinią – powiedziała cicho ale dobitnie – jeśli zrobisz cokolwiek ......– dodała z groźbą w głosie - 

 - obiecuję.. będę grzeczny – odpowiedział szybko.
Wykonał ruch jakby chciał wziąć jej rękę, ale osadziła go w miejscu mrożącym spojrzeniem
- chodźmy stąd – powiedziała szybko i wskazała zapraszającym gestem na swój domek.
- do ciebie?? do domku ??? – zapytał niebotycznie zdumiony
- przecież jesteś moim starym znajomym... czyż nie ?? należy cię więc przyjąć jak znajomego – rzuciła przez ramię wchodząc po schodkach na taras.
- siadaj... czego się napijesz .. kawy, herbaty, czegoś zimnego?? – zapytała chcąc dać sobie trochę czasu na myślenie.
- jesteś niesamowita, nieobliczalna i niemożliwa – patrzył na nią z wyrazem niekłamanego podziwu.
Odwróciła się do niego gwałtownie.
- Ja jestem nieobliczalna ??? Czy Ty naprawdę oszalałeś ?!?!. Co Ci odbiło, żeby tu przyjeżdżać ?? – mówiła ściszonym gniewny głosem.
Klapnął ciężko na fotel turystyczny, który zgrzytnął pod jego ciężarem.
- zrozum.... – jego niski głos był pełen żaru – musiałem cię zobaczyć....
Miała zamęt w głowie. Zrobiła ruch rękami jakby go chciała odgonić
- muszę to szybko przemyśleć. Idę sobie zrobić herbaty.
- ja poproszę o mineralną jak masz. Zaschło mi w gardle z wrażenia – uśmiechnął się niepewnie, starając się pokryć tym uśmiechem zdenerwowanie.

Słyszał jak krzątała się gdzieś w głębi domku. Nurtowało go jedno zasadnicze pytanie, ale nie śmiał go zadać.
Nie spodziewał się takiej gwałtownej reakcji z jej strony na swój widok. Przyjechał tu pod wpływem impulsu i nie przemyślał sprawy do końca. Prawdę powiedziawszy w ogóle nie zastanawiał się jak ona zareaguje. Teraz dopiero zaczął zdawać sobie sprawę, że narozrabiał i to solidnie, ładując się jej w życie bez zaproszenia, ba... wbrew jej woli i z jej mężem w tle.


- *Ale była niesamowita – przypomniał sobie jak Ola podchodziła do niego z błyskami gniewu w płonących oczach. 

Miał wrażenie, że jej furia zmiecie go z powierzchni ziemi. Doszedł szybko do wniosku, że to cud, że przeżył to spotkanie - Strach się bać - uśmiechnął się do siebie.
 



 - Ola? – zawołał cicho
- tak?? – z uchylonego okienka na końcu tarasu wychyliła się Ola.
- czy... czy mógłbym skorzystać z łazienki ? Złapałem koło po drodze i chciałbym umyć porządnie ręce.
- oczywiście – odpowiedziała bez namysłu, po czym zauważył, że zesztywniała na ułamek sekundy a po jej twarzy przemknął cień.
Pojawiła się w drzwiach
- tędy - otworzyła drzwi do zaciemnionego pokoju i stanęła tak jakoś dziwnie zasłaniając sobą wnętrze pokoju – tam na końcu jest łazienka – wskazała drzwi.
Drzwi łazienki zamknęły się za Witkiem a ona popatrzyła na śpiącego w półmroku męża z wyrazem żalu i wyrzutu.
Poczuła jak gorący rumieniec wstydu wypełza na jej policzki. Zażenowana pobiegła do kuchni.

Kiedy Witek wychodził z łazienki snop światła oświetlił stojące w ciemnościach łóżko. Zobaczył leżącą na nim zwalistą postać. Zaskoczony podszedł bliżej, wyraźny odór alkoholu i puste puszki po piwie nie zostawiały żadnych wątpliwości, czemu ten facet śpi w środku dnia.
Nagle zrozumiał. Tu zalazł odpowiedź na swoje pytanie, gdzie jest jej mąż?
Cicho i starannie zamknął drzwi pokoju.
- Ola??
- jestem w kuchni
- można do ciebie? – zapytał cicho
- tutaj - mignęła mu się w otwartych drzwiach za załomem ścianki. 

Stała oparta rękami o ladę tyłem do drzwi, patrząc przez otwarte okno na jezioro. Podszedł do niej od tyłu i objął ją delikatnie.
Pochylił się i pocałował ją w kark. Przechyliła głowę lekko do tyłu i oparła ją na jego ramieniu.
Był od niej dużo wyższy, teraz tym bardziej wydawała się przy nim drobna i krucha. Przytulił się policzkiem do jej policzka, obejmował ją całą ramionami i trzymał tak w objęciach lekko kołysząc w uspokajającym ruchu.
Trwało to dosłownie króciutką chwilkę bo Ola szybko odsunęła się od niego.
- Oleńka?... czy to on? - wolał zadać to pytanie teraz. Czuł, że musi, że inaczej to niedomówienie będzie leżało między nimi jak cień.
- taak – powiedziała stłumionym głosem.

Była mu nawet wdzięczna, że zapytał o to wprost. Sama nigdy w życiu nie rozpoczęłaby rozmowy o mężu.
Był jej osobistą, najbardziej bolesną sprawą i największą porażką.
- przykro mi, że musiałeś go oglądać
- od dawna tak pije? – zapytał ostrożnie
- od dnia przyjazdu. Tydzień.
- a normalnie?
- różnie – odpowiedziała wymijająco – czasami mniej, czasami więcej.

Odwrócił ją delikatnie, twarzą do siebie. Popatrzył jej głęboko w oczy i spokojnie zapytał
- mogę ci zadać jeszcze jedno trudne pytanie?
Kiwnęła niepewnie głową
- czemu się nie rozwiedziesz z alkoholikiem?
Zaskoczona spojrzała na niego. 

Nie przewidziała takiego obrotu rozmowy.
- On nie jest alkoholikiem – zaprotestowała, odwracając wzrok – przynajmniej nie takim typowym. Ma długie okresy przerwy. Wtedy nawet normalnie pracuje,  jeździ samochodem. Czasami nie pije nawet 2 – 3 miesiące. Wtedy zachowuje się normalnie, nie poznałbyś, że to ten sam człowiek.... – urwała nagle
- nie oszukuj się Ola – jego głos był jak głos rozsądku
- nie oszukuję się..... tylko... tylko trudno mi się z tym pogodzić
- ale czemu się z nim nie rozwiedziesz.? Przecież widzę, że to już koniec tego małżeństwa...
- co widzisz ? Koniec?... co ty możesz o nas wiedzieć? - zapytała ze smutkiem - To był kiedyś świetny facet, ciepły, opiekuńczy, mądry człowiek, z którym można było godzinami rozmawiać na wszystkie tematy, miał mnóstwo zainteresowań, był dobrym ojcem.... zmienił się – w jej oczach zalśniły łzy - ale ja ciągle pamiętam jak było.... wysnuwasz wnioski na podstawie tego, że puściłam się z Tobą w pierwszych godzinach naszej znajomości?
Nic nie wiesz !!.. i nic nie rozumiesz – powiedziała lekko podniesionym zduszonym głosem – Do teraz nie żałowałam ani jednej chwili spędzonej z Tobą i starałam się nie mieć wyrzutów sumienia. Ale widzę, że ty to oceniasz inaczej, tak pewnie jak i ocenią to inni. Dla mnie to było niesamowite, jedyne takie przeżycie w życiu. Owszem była to zdrada, ale nie jesteś w stanie zrozumieć, dlaczego tak postąpiłam i nie chcę wiedzieć, co o mnie myślisz – zakończyła gwałtownie.
Słuchał bardzo uważnie. 

Nie chciał uronić ani jednego słowa z tego, co mówiła, chciał zrozumieć, a jednocześnie czuł, że ten wybuch i ta szczerość to jedyna okazja, żeby dowiedzieć się czegoś prawdziwego o niej. 
Ostatnie zdanie go jednak zdenerwowało.
- a jak mam niby zrozumieć, kiedy nie dajesz mi okazji, nie chcesz nic mówić, uciekasz – mówił wolno ważąc słowa
- no to teraz powiedziałam chyba wystarczająco dużo, o wiele za dużo – powiedziała napiętym głosem.
- chcę wiedzieć o tobie wszystko – wtrącił łagodnie
- moje największe tajemnice już znasz.... powinno ci wystarczyć - w jej głosie czuć było znużenie – myśl sobie o mnie co chcesz
- niewiele tych tajemnic jak na tajemniczą kobietę – uśmiechnął się zagadkowo – na pewno trzymasz jeszcze kilka asów w rękawie. A tak naprawdę sam nie wiem, co mam myśleć o tym wszystkim. Ale wiem jedno, że nie mogę przestać myśleć o Tobie. – zakończył cicho

- Witek.. – patrzyła na niego bardzo przenikliwym wzrokiem już całkowicie opanowana - ja nie mam 20 lat, żeby wierzyć w takie rzeczy, ja jestem dorosła i wystarczy mi wiedzieć, że było nam razem dobrze.

Przez chwilę miał minę, jakby mu wylała kubeł zimnej wody na głowę, ale opanował się natychmiast.
- że było nam wspaniale wiesz równie dobrze jak ja – w jego głosie jeszcze gdzieś pobrzmiewały nutki czułości, ale wpadł w lekki ton. - możemy to powtórzyć? – ni to pytanie ni to twierdzenia zawisło w powietrzu
- ach ty zbereźniku – powiedziała cicho i pogroziła mu palcem

Odsunął się na krok i zlustrował ją od głowy do stóp. Mlasnął lubieżnie językiem
- noooo.. – wyciągnął do niej ręce z otwartymi dłońmi, jakby ją chciał złapać
- uspokój się – powiedziała blado się uśmiechając – i szybkim ruchem włożyła mu w dłonie szklankę i butelkę mineralnej. – wyraźnie jest ci potrzebna ochłoda.
Lekko popchnęła go do wyjścia z kuchni.

Rozsiedli się na tarasie w półcieniu.Zapanowała krępująca cisza.
Nie miała ochoty ułatwiać mu rozmowy, tym bardziej, że dalej nie wiedziała jak ma się odnieść do tego jego przyjazdu.
On też jakoś nie kwapił się do rozmowy.

Przyglądał się jej bez skrępowania, wyraźnie nad czymś się zastanawiał.
Dałaby milion, żeby wiedzieć, o czym teraz myślał.
 
                                             ************************************************************************


             Nieumiarkowanie w piciu – jeden z małżeńskich grzechów głównych.

Ten jedyny, ukochany jest prawdziwym mężczyzną to i za kołnierz nie wylewa.
Od czasu do czasu może ciut za dużo, ale nie martwi nas to na początku.
Potem bywa coraz gorzej, aż pewnego dnia zauważamy, że jest to już problem.
Alkohol jest dla ludzi, trzeba tylko umieć go pić. 

Niby oczywista prawda.. a jednak ?






22 listopada 2014

Odc. 12 - Zamarła a serce podskoczylo jej do gardła .


# # #

Obudził ją jakiś rumor w kuchni, wyskoczyła z łóżka pełna obaw i popędziła do kuchni. 
Na widok męża zastopowało ją na progu. 
Stał ledwo trzymając się na nogach, na podłodze leżały rozbite skorupy z talerza wymieszane z jego wczorajszym nietkniętym obiadem, przewrócona szklanka, a on przytrzymując się zlewozmywaka pił wódkę prosto z butelki.

Zrobiło jej się niedobrze na ten widok.
- * rany boskie – pomyślała z obrzydzeniem - jak nisko trzeba upaść, żeby o 9 rano pić wódę z "gwinta” .... i skąd on ma tę butelkę ?.. przecież wczoraj wyczyściliśmy wszystko.
– czy Ty wiesz, że jest 9 rano ?.
– gówno cię to obchodzi, o której piję – warknął – piję o której chcę.
Zakręcił butelkę i miał zamiar wyjść. Zastąpiła mu drogę
- oddaj mi tą butelkę – powiedziała zirytowanym głosem. 

Przycisnął butelkę do brzucha i wyciągnął rękę, chcąc ją odsunąć z przejścia... ale tylko dotknął jej ramienia i wybełkotał
- chce przejść .. odsuń się
- oddaj mi tą butelkę
- odsuń się – warknął wściekle – bo sam cię odsunę
Stała bezradna naprzeciw niego i mierzyła go wzrokiem.
- dlaczego to robisz ? dlaczego pijesz od dnia przyjazdu. Czy tak miał wyglądać nasz wypoczynek.Obiecywałeś mi - głos jej się łamał. – przecież nie na tym miał polegać ten wyjazd. Miałam podobno odpocząć, wykurować się.. a i tobie też by się przydał normalny wypoczynek. Nie szkoda ci zdrowia i pieniędzy ?
- a w czym ja ci przeszkadzam ? – zapytał całkiem przytomnie - przecież jesteśmy nad Korzykiem, a nad Korzykiem każdy robi co chce. Możesz wypoczywać jak chcesz i robić, co chcesz. Odczep się i daj mi spokój – warknął
- mam ci dać spokojnie pić ??? – zapytała ledwo się hamując
- tak chcę się spokojnie napić – patrzył wyzywająco
- w porządku – powiedziała przez zaciśnięte zęby - a kiedy zamierzasz przestać pić .. jeśli mogę zapytać ?
- jak będę miało ochotę. Dowiesz się. Odsuń się. Idę się położyć - dodał  zniecierpliwiony.
Machnął ręką w powietrzu jakby chciał przegonić dokuczliwą muchę.

Odwróciła się na pięcie i wyszła z domku na taras.
Drżącymi rękami zapaliła papierosa i zaciągnęła się łapczywie.Siadła na fotelu podkulając nogi. 

Ściśnięte gardło i spazm czający się w piersiach lada moment mógł wybuchnąć płaczem. Gwałtownie przełykała ślinę, biorąc głębokie oddechy.
– * o nie !!!... nie doprowadzisz mnie do płaczu – pomyślała z wściekłością – niedoczekanie twoje. Chcesz mieć spokój .. proszę bardzo.. będziesz go miał. A zachlej się nawet na śmierć. Nie ruszę palcem, żeby cię ratować .. dość tego dobrego * – bezsilna furia szalała w niej –  * każdy wypoczywa jak chce.. w porządku.. ja też zacznę się bawić i już bez skrupułów chodzić na wszystkie imprezy w ośrodku.. a nie siedzieć tu jak cierpiętnica, pilnując nachlanego idioty. Od kilku dni spędzam prawie każdy wieczór na tarasie, i wmawiam sobie, że odpoczywam, że nie mam ochoty na żadną imprezę. Więc dobrze.. będę się bawić....*
*Tak po prawdzie – przyznała się szczerze – to tutaj normalne. Tu faktycznie każdy robi, co chce i bawi się jak chce.. ale w granicach przyjętych norm.. a on........ wrrrrrrr – furia znów warczała w duszy - .. przekracza wszelkie normy. *
Wzięła kilka głębokich oddechów.
-  * Właściwie to czym ja się tak przejmuję, wszyscy tutaj wiedzą, że Koala pił i to dużo. Wszyscy wiedzą, że od lat nie dotrwał nigdy do końca żadnej imprezy, że zawsze zostawałam sama. Czasami nawet sama przychodziłam, jak Koala przeholował do południa. Przywykli do tego... nie ma się, czym przejmować. Trzeba przynajmniej coś skorzystać z tego urlopu – pomyślała powoli wracając do równowagi – Zapomnieć, że on tu w ogóle jest, zachowywać się tak jakby go tu ze mną nie było - wmawiała sobie - a po powrocie do domu.... no cóż to zupełnie inna bajka – skrzywiła się – o tym pomyśle później.*

- Czy Filip wrócił ? - serce piknęło jej niepokojem – przez tego..... nie zobaczyłam nawet czy synaczek wrócił.
Co prawda, tuż przed zaśnięciem wydawało jej się, że słyszała jego ostrożne kroki jak wchodził do domku, ale wolała się upewnić.
Zerwała się z fotela i popędziła do pokoju syna. Ostrożnie uchyliła drzwi i zaglądnęła.Odetchnęła z ulga.
Spał spokojnie, oddychając równo i głęboko.
- * i dzięki bogu, że nie słyszał dzisiejszej rozmowy - pomyślała – miałby kolejny argument przeciwko ojcu.*

Miała czas, aby usunąć wszystkie ślady niszczycielskiej działalności męża w kuchni i doprowadzić samą siebie do ładu.
Dziś na przekór wszystkiemu, a szczególnie jakby na złość mężowi,  wyjątkowo dużo czasu poświęciła na „poprawienie urody„. Staranna choć luźna fryzura, elegancki ale dyskretny makijaż, wymalowała nawet paznokcie, czego nie robiła już od wieków. Ze zdziwieniem stwierdziła, że przez ten czas urosły jej strasznie długie i świetnie wyglądają pociągnięte stonowanym rudym lakierem.
Zrobiło się gorąco i poszła włożyć coś lżejszego na siebie. Wybrała mocno wydekoltowaną bluzkę i obcisłe, choć lekkie, przewiewne spodnie w swoim ukochanym rudym kolorze.

Wychodząc z łazienki rzuciła na siebie krytyczne spojrzenie.
Może i nie było tragicznie, całość wyglądała może i nawet nieźle, ale ta zmęczona twarz i smutne oczy nie dodawały jej uroku.
Westchnęła – *Starość nie radość... a każde zmartwienie to kolejna zmarszczka do kolekcji* – stwierdziła przyglądając się sobie z niechęcią.

Filip wstał późno, było prawie południe. 

O śniadaniu nie było już mowy, lada chwila będą dzwonić na obiad.
Przy herbacie opowiadał jej ze śmiechem przygody wczorajszego wieczoru. Bawili się całkiem nieźle jak wynikało z opowieści a wrócili prawie rano.
- Mamo.....a wiesz ....podobno przyjechała ciotka Elżbieta z jakiegoś spływu, czy zlotu. Nie wiem dokładnie, ale spotkaliśmy Marcina. A jak jest Marcin to jest i wujek Adam, a jak jest wujek Adam to jest i ciotka Ela. To pewnik – zrobił wielce znaczącą minę
- Ha.. nie za domyślny jesteś trochę ? – skarciła go z uśmiechem
- masz bystrego syna – uśmiechnął się i wstając cmoknął matkę w policzek.
- jakie na dziś plany ? – zawołał z pokoju
- żadnych... a masz jakieś ? – zapytała
- no ja nie... ale ty na pewno pójdziesz na balangę do ciotki Eli ?
Nie doczekał się odpowiedzi i stanął w drzwiach domku.
– Mamo.. przecież chyba pójdziesz ? nie będziesz tu siedzieć? – zapytał z lekkim niepokojem.
- a coś ty taki pewny, że w ogóle będzie jakaś balanga? – odpowiedziała pytaniem
Roześmiał się
– to by nie był Korzyk, gdyby dziś nie było imprezy z okazji ich przyjazdu. Za długo was znam żeby wierzyć w takie bajki.
Przykucnął przy jej fotelu i popatrzył na nią badawczo .
- Matka.. nie daj się zdołować. Olej to i baw się dobrze sama. Wszyscy cię tu lubią.. bardziej niż jego. Nie daj mu satysfakcji, że ci spierdzielił wyjazd. Zresztą nie pierwszy raz. Wiem, że masz doła na maxa. Ale nie daj się – mówił do niej swoim językiem, szczerze z głębi serca. – Olej go i zaszalej trochę.

Zrobiło jej się dziwnie, bardziej do niej trafiał jego młodzieżowy slang niż wyszukane argumenty.
Kiwnęła bezwiednie głową w potwierdzeniu.
- ok... obiecaj mi to - dalej się w nią wpatrywał - no obiecaj – ponaglał
- obiecuję - wykrztusiła z siebie z trudem
- no to w takim razie, ja też dziś zorganizuję jakiś mały melanżyk – powiedział radośnie.
Poczochrała z czułością jego króciutko ścięte włosy
- a tak to byś pewnie został w domku i pilnował starej matki ? – zapytała wielce domyślnie
- Mama .... jaka ty stara jesteś ?.. weź przestań... całkiem niezła laseczka, tyle że masz dorosłego syna. ..nie wiadomo jakim cudem – zaśmiał się wesoło.
- kochany jesteś – powiedziała cmokając go w czoło

Rozległ się dzwon na obiad. Filip wstał i podał jej szarmancko ramię

- cho laska idziemy coś wszamać – starał się powiedzieć to poważnie, ale kiedy zobaczył jej zaskoczoną i rozbawioną minę – wybuchnął gromkim śmiechem.
 

  # #

Od powrotu z obiadu Filip prawie bez przerwy gadał przez telefon.

Zaraz po przyjściu ze stołówki Ola starała się dobudzić męża i namówić go na zjedzenie przyniesionego, gorącego jeszcze obiadu, ale był jak kłoda.
Nie reagował na nic, nie był w stanie nawet otworzyć oczu, wydobywało się z niego tylko bełkotliwe charczenie. Teraz w pokoju męża panowała głucha cisza, raz na czas przerywana pojedynczymi odgłosami chrapania.
 

Było cudownie ciepło, nawet upalnie jak na jesienny dzień. Zastanawiała się czy gdzieś nie pojechać, ale tak naprawdę to nie miała ochoty. Grzybów nie ma, za sucho. A łazić samotnie, bez celu po lesie też jej się nie chciało. Przypomniała sobie, że przecież zabrała książkę z domu. - O... mała rozrywka intelektualna dobrze mi zrobi - stwierdziła szukając w torbie książki.

Rozsiadła się wygodnie w fotelu w pełnym słońcu, z zestawem obowiązkowym obok na stoliku. Kawę, papierosy i ciastka musiała mieć w zasięgu ręki, kiedy siadała do czytania.
- co czytasz - zapytał z zainteresowaniem Filip, kiedy skończył kolejną rozmowę
- Masłowska – odpowiedziała krótko
- aaa.. no to mam cię z głowy, na co najmniej – zastanowił się moment - 4 godziny
- uhmmmm – mruknęła nie odrywając oczu od książki
- no to ja lecę do Agi – rzucił przez ramię, zbiegając po schodkach.


Podniosła głowę i pociągnęła nosem. Wyczuła w powietrzu zapach wody toaletowej Filipa. Odprowadziła go wzrokiem, jak szedł szybkim sprężystym krokiem przez środek trawnika. - Ale się wypachnił .... i idzie do Agnieszki... hmmmm .. coś ostatnio często są razem.. a on ma maślane oczy przy niej – pomyślała z lekkim uśmiechem.
Jeszcze kilka lat temu nie zwracał na Agę uwagi. Ale fakt, że i ona bardzo się zmieniła. Wydoroślała, z grubiutkiej dziewczynki zrobiła się zgrabna, ładna dziewczyna. - tylko trochę daleko - stwierdziła – gdzie Gdańsk a gdzie my.. prawie drugi koniec Polski.... nic z tego nie będzie na dłuższą metę ...a szkoda – skrzywiła się.
Agnieszka wydawała jej się naprawdę mądra i sympatyczną dziewczyną.
no i po dobrych rodzicach – pomyślała z sympatią o Marku i Iwonie.

Wróciła do lektury. 

Ośrodek żył swoim zwykłym leniwym życiem, gdzieś z boku słyszała jego codzienne odgłosy, szczekanie psów, kroki kręcących się ludzi, fragmenty rozmów dochodzące gdzieś z oddali, głos recepcjonistki Magdy, która wskazywała komuś drogę... ale nie zwracała na nie uwagi, całkowicie pochłonięta lekturą.
 

Niespokojnie poruszyła się w fotelu, bez żadnego powodu. 
Zrobiło jej się gorąco.
Z zamiarem przestawienia fotela do cienia, odłożyła książkę i przeciągnęła się leniwie. 

Coś jednak ją zmusiło do spojrzenia na ośrodek.

Zamarła a serce podskoczyło jej do gardła.

Kilkanaście metrów od schodów na taras stał nieruchomo Witek, oparty o bok jej zaparkowanego samochodu i wpatrywał się w nią z niepewnym uśmiechem.





 
*******************************************************************
Ja Rodzic
Posługujemy się językiem polskim. Wszyscy.
Młodzież jednak ciągle i niezmiennie od pokoleń wypracowuje nowe odmiany naszego ojczystego języka, czasami zupełnie niezrozumiałe dla pozostałej ciut starszej części społeczeństwa.
Tak było i jest.
Problem jedynie w tym, że zmiany te są coraz bardziej dziwaczne, szybsze i coraz bardziej nieprzystające nawet do języka codziennego, nie mówiąc już o pięknym literackim języku.
Idealny Rodzic ..... ganić i tępić czy starać się zrozumieć i dostosować ? 





8 listopada 2014

odc. 11 - ... może mi przejdzie to szaleństwo na jego punkcie ..

W domku zastali zamknięte drzwi.
- Filip zamykałeś ? – zapytała zdziwiona

 - nie...... a mamy klucz ? – popatrzył na matkę
Kiwnęła głową i zaczęła szukać klucza w przepastnej torbie.
- idź zobacz. – wskazała ruchem głowy na pokój męża, kiedy weszli do środka
- nie ma go – powiedział zaglądając przez próg – uf.. ale tu cuchnie – skrzywił się
- jest okazja wywietrzyć i sprzątnąć – powiedziała głuchym tonem
- no chyba żartujesz. Nie będziesz chyba po nim sprzątać. – oburzył się
- otwórz okna i okiennice – poleciła
- Mamo !!!!!! – podniósł lekko głos
- nie jest ci niedobrze od tego smrodu jak przechodzisz przez ten burdel do łazienki ? -  zapytała ostro. 

Filip milczał. Spojrzała na syna wymownie.
- więc nie dyskutuj proszę – dodała znużonym głosem - i pomóż mi....
 

Szybko we dwoje uporali się z doprowadzeniem pokoju do stanu używalności. 
Wyrzucili całe sterty pustych i na wpół pustych puszek o piwie, dwie puste butelki po wódce. Nie chciała widzieć tryumfującego i kpiącego wzroku syna, gdy znalazł kolejną butelkę ukrytą w pościeli opróżnioną tylko do połowy.
- wyrzuć – syknęła przez zęby
 

Otwarte okna wpuszczały ciepłe jesienne powietrze i ostatnie promienie powoli zachodzącego słońca. Świeżo pościelone łóżko, wywietrzona pościel, sprawiły, że wreszcie dostrzegła, iż ten pokój wcale nie jest taki okropny. 
- *taaaa.. całkiem miły pokój.. gdyby nie jego lokator * – pomyślała z przekąsem zamykając za sobą drzwi
 

- aaaa .. ciekawe gdzie polazł – mruknął pod nosem Filip, kiedy już siedzieli na tarasie popijając aromatyczną herbatę
- nie mówi się polazł a poszedł – poprawiła go odruchowo
Popatrzył na nią ironicznie
– Mamo.. on polazł.. inaczej tego nie można nazwać.

Nie zdążyła nic odpowiedzieć, gdy usłyszała szybkie kroki i głos Marty
– Jesteś Olka ??
– Jestem.. wejdź..- wstała z fotela i podeszła do schodów wykonując zapraszający gest.
Marta weszła na taras, machnęła na powitanie do Filipa
- dobrze, że jesteś Filip.. chodź na chwilę

Szybko zeszli z tarasu i zatrzymali się obok domku. Marta coś cicho tłumaczyła Filipowi, a jego twarz robiła się coraz bardziej zacięta. Filip pokiwał głową. 

Marta zawołała z dołu
- Ola nie masz ochoty na kawę? Chodź do mnie... napijemy się kawy z koniaczkiem.
- nie bardzo.. piję właśnie herbatę – odpowiedziała z ociąganiem
- oj chodź .. nie marudź - zawołała Marta do niej, ale patrzyła pytająco na Filipa
- co wy knujecie? – zapytała ich wprost, widząc ich dziwne miny
Marta westchnęła
- Mamo.. idź do ciotki Marty.... – powiedział stanowczo Filip – ........ja pójdę po niego.
Zerknęła na Martę. Widziała, że czuje się niezręcznie i nie bardzo ma ochotę na jakieś wyjaśnienia.
- chodź.. Ola... - zrobiła ruch głową w stronę swojego domku – Filip sobie poradzi.

Wzięła ze stolika papierosy i zapalniczkę i powoli schodziła w dół. Na ostatnim stopniu zatrzymała się raptownie.
- Mamo.. nie musisz przy tym być.. idźże na tą kawę – powiedział niecierpliwie Filip.
- Filip .... - zawiesiła głos
- nic mu nie zrobię.. będę uważał – powiedział cicho, tylko do niej – obiecuję.
 

Marta zagarnęła ją władczo pod pachę i poszły w kierunku jej domku.
- Marta .. w jakim jest stanie ? – zapytała bez ogródek
- masakra – odpowiedziała Marta szczerze – dobrze, że jest Filip. Tym razem nie dałabyś sobie rady
- dawałam sobie z nim radę sto razy .. dałabym i teraz – powiedziała ponuro
- nie ... – Marta pokręciła przecząco głową – tym razem nie jest w stanie ustać na własnych nogach. Filip go musi przynieść. - jeszcze go takiego nigdy nie widziałam – dodała z niesmakiem.

Domek Marty był na początku ośrodka, w jego nowszej części. Ola nie bardzo lubiła tą cześć, ale Marta z przyzwyczajenia od lat wynajmowała ten sam „domek na szlabanie” jak żartobliwie o nim mówiła. Zawsze powtarzała, że dokładnie wie, kiedy, kto i z kim przyjeżdża i wyjeżdża, że jest najlepiej zorientowaną osobą na ośrodku. Była to w dużej mierze prawda, była bystrą obserwatorką i szybko kojarzyła fakty, przy czym była dyskretna i taktowna. 

Kawa była dobra, a lampka koniaku podziałała jak balsam na jej nerwy. Uspokoiła się całkiem, gdy Filip wpadł na sekundę do nich. Szybko rzucił, że ojciec śpi a on jedzie z Kamilem i Michałem. Nie zdążyła nawet zapytać gdzie jadą, a już go nie było.
- no zobacz Marta, nawet nie zapytał o pozwolenie – powiedziała żałosnym tonem
- Olka.... ile Filip na lat 21-22 ?? – Marta wybuchnęła śmiechem
- no 22... ale to nie znaczy, że nie mógłby zapytać – Ola lekko uśmiechnęła się
- no mógłby.. ale absolutnie nie musi – Marta śmiała się serdecznie – myślisz, że moje dziewczyny pytają mnie już o cokolwiek ??
- no wiem.... wiem.... – odpowiedziała śmiejąc się – ale wiesz jak to jest, chciałby się człowiek, znaczy się, matka dowartościować
- Ty się ciesz, że Filip jest tak za Tobą... moje to mają mnie całkiem gdzieś – Marta spoważniała nagle.

Przegadały cały wieczór i sporą część nocy. Ot babskie rozmowy. Marta była naprawdę mądrą i taktowną kobietą. Dawno nie rozmawiało jej się tak dobrze i swobodnie o sprawach codziennych jak w ten wieczór z Martą. 

Wróciła do  domku bardzo późno, zmęczona, ale odprężona. Nawet chrapanie dochodzące z pokoju męża nie było jej w stanie wytrącić z równowagi. 
Filipa jeszcze nie było.
 - Pewnie wróci za chwilę – stwierdziła bez specjalnego niepokoju.


Kładąc się do pustego łóżka uzmysłowiła sobie, że Marta tak ją zajęła interesującą rozmową, że pomyślała o Witku tylko kilka razy i to przelotnie. 


- No..... jest jednak dla mnie nadzieja.....nie całkiem jestem stracona – pomyślała z humorem - może jakoś mi przejdzie to szaleństwo na jego punkcie w kieracie dnia codziennego... może nawet uda mi się zapomnieć... o nie, nie .. zapomnieć to ja nie chcę – zaprotestowała w duchu – chcę tylko, żeby przestało tak boleć........ żeby wspomnienia o nim nie budziły tęsknoty i żalu ...chce pamiętać.. każdą minutę spędzoną z nim..... jako ciepłe, czułe, cudowne wspomnienie.....- pomyślała tkliwie tuż przed zaśnięciem.

                             *************************************************************

Ja Rodzic.
Dorosłe dziecko w domu.
Ma swoje lata. Jest dorosła-dorosły. Teoretycznie może robić co chce.
Praktycznie dalej trzymamy nad nimi rozpostarte skrzydełka rodzicielskiej opieki.
Może już nie tak ściśle jak dawniej, już nie kontrolujemy każego kroku.... ale przynajmniej chcemy mieć iluzoryczny wpływ na ich życie, na ich codzienne poczynania.
Idealny Rodzic .... niedosyt władzy rodzicielskiej czy po prostu zwykła troska ?




 

3 listopada 2014

Odc. 10 - "czasami warto posłuchać swojego syna "

# # #

Prawie cały dzień spędziła leniwie wygrzewając się w słońcu na pomoście. Rano tylko poszła do zaprzyjaźnionej lekarki na ośrodku i w kilka dosłownie minut pozbyła się kawałka ropiejącego szwu. Dr. Bunia -  jak ją tu nazywano -  w pierwszym momencie w ogóle nie mogła znaleźć przyczyny złego gojenia się rany, dopiero po jej upartym stwierdzeniu, że jest tam kawałek szwu, znalazła go. Samo wyjęcie było kwestią chwili. Poczuła ulgę i w zasadzie całkowicie przestało ją boleć.
Dotknęła dyskretnie wrażliwe miejsce i nacisnęła lekko.
*Wspaniale jest nic nie czuć *– pomyślała z ulgą.



Filip uparcie łowił ryby na końcu pomostu z miernym efektem. Od czasu do czasu wymieniali kilka słów, luźne uwagi.

Lekkie kołysanie pomostu, wygodny miękki fotel, ciepłe promienie słońca wprowadziły ją w błogi nastrój. 


Leżała z przymkniętymi oczami i starała się uporządkować wspomnienia dnia wczorajszego. 


Starała się ponownie wprowadzić ład w swoje życie, przewrócone wczorajszymi wydarzeniami do góry nogami. 
Ale  wspomnienia były jeszcze palące i zbyt żarliwe, aby dały się upchnąć w zapomniane zakątki pamięci.
Wyrzuty sumienia, które szczerzyły do niej kły i zaczęły kąsać, zagoniła do budy i zamknęła, mocnym postanowieniem, że niczego nie będzie żałować.
- *To był najpiękniejszy dzień mojego życia i nie pozwolę żeby byle jakie wyrzuty mi go zepsuły – postanowiła. – siedzieć cicho i nie warczeć.....*

Najtrudniej było jej utwierdzić siebie samą, że postąpiła słusznie ucinając tą znajomość na jednym przypadkowym spotkaniu.
Dusza raz na czas dochodziła do głosu i pojękiwała cichutko.
Ale wiedziała, że z czasem jej przejdzie.. wyciszy się... zapomni ....


Syn stanął za jej fotelem i dotknął jej ramienia.
- śpisz ?? – zapytał cicho
- nie... – ocknęła się z zadumy i otworzyła oczy
- nie biorą – powiedział zdegustowany – zgłodniałem. Mamy coś dobrego do jedzenia?
- nic super – zrobiła w myślach szybki przegląd zawartości lodówki
- która godzina, chyba niedługo powinni dzwonić na kolację ?
- eee.. nie mam ochoty na Włościańską kolację – skrzywił się
- a na co masz ochotę ??
- może byśmy taaaak..... ? – zawiesił głos nie do końca precyzując pytanie
- pizza ?? – dopowiedziała
Uśmiechnął się od ucha do ucha energicznie kiwając głową
- noooo - potwierdził
- no to zbierajmy się – zaczęła podnosić się ze swojego leża
- zostaw, poznoszę. Idź się przebrać
- dlaczego ja ?.. a ty nie musisz się przebrać do miasta ?? – zapytała zaczepnie
- ja nie, ale Ty pewnie tak – uśmiechnął się znacząco - Do miasta ....
- a figę – powiedziała z obrażoną miną - wisi mi to
- hehehehe.... – roześmiał się w głos – Mamo przecież nie pojedziesz w krótkich spodenkach, zaraz ci będzie zimno.
Zreflektowała się szybko
- no dobra już dobra – mruknęła pod nosem – pozbieraj wszystko ... dokładnie i nie potłucz szklanek – nakazała surowym matczynym tonem.
Nie mogła sobie darować tej małej odgrywki na Filipie, który dokładnie wyczuł jej intencje i śmiał się głośno.
#
Kiedy jechali do pobliskiego miasteczka, uprzytomniła sobie z przerażeniem, że powinna już wczoraj zatankować samochód.
–* cholera powinnam zrobić to w drodze powrotnej do ośrodka..... całkiem wypadło mi z głowy... no tak jak się myśli o wiadomych rzeczach a nie o przyziemnej benzynie to tak się kończy..... – kpiła sama z siebie – nie mam pojęcia ile Witek wlał tej benzyny. Czy wystarczy do stacji ?? – zaczęła wpadać w lekką panikę – teraz na pewno nie spotkam przystojnego Pana chętnego do udzielenia pomocy, przynajmniej nie tak chętnego jak Witek.. Witek..
Każde skojarzenie z nim wywoływało fale gorących wspomnień.

Potrząsnęła głową by odegnać uparte myśli. – *skup się kobieto..* – przywołała się do porządku.
Nerwowo spojrzała na wskaźnik benzyny, leżał martwo na końcu skali. Filip zauważył jej nerwowość.
- co jest ?
- jedziemy na oparach. Miałam wczoraj zatankować... ale....  zapomniałam...-powiedziała markotnie
Zaśmiał się
- ostatnio w ogóle jesteś jakaś rozkojarzona – zauważył - Ile jest do stacji pod Bytowem ?
- jakieś 26 km...
- dojedziemy ?
- raczej nie – skrzywiła się
- czekaj, czekaj... Mamo... tu niedaleko jest taka mała miejscowość. Przy sklepie jest stacja, chyba jeszcze będzie czynna.. – powiedział z wahaniem
- a skąd ty to wiesz – zainteresowała się
- no zdarzyło mi się tu być – wykręcał się od odpowiedzi
- gadaj – warknęła
- ojej.. no sklep jest czynny do 24, byliśmy tu kilka razy po piwo
- przecież możesz oficjalnie chodzić na piwo do baru.. masz swoje lata ... po co tu przyjeżdżaliście?? – była szczerze zdziwiona
- Mamo.. jak ty nic nie rozumiesz – powiedział z udawaną wyższością
- więc mnie oświeć.. łaskawco
- po pierwsze to piwo u Włościanina jest zajebiście drogie
- ej... wyrażaj się – machnęła ręką nad jego głową
- tutaj skręć – Filip wskazał boczna drogę uchylając się zręcznie – po drugie my przyjeżdżaliśmy nie po piwo a po piwa... duuużo piw . A po trzecie odkryliśmy ten sklep dawno. – wyszczerzył zęby w uśmiechu
- eh ... czego to się człowiek dowiaduje po czasie – kręciła z dezaprobatą głową – jak rodzic mało wie o swoim dziecku ? ehhhh... - westchnęła
- nie tragizuj – specjalnie użył tego określenia, żeby ją rozbawić – ty i tak wiesz o mnie bardzo dużo, więcej niż wszystkie inne matki moich kumpli.. jesteś na bieżąco –powiedział to z lekką nutką podziwu.
Poczuła się mile połechtana tym, co powiedział. Prawdą jest, że rozmawiali bardzo często o wielu sprawach. Mówił jej sporo, choć wiadomo, że nie wszystko. 

Reszty się domyślała.

- to tutaj.. za sklepem – powiedział Filip
Zerknęła na wywieszkę na sklepie.
Faktycznie. Sklep Spożywczo – Przemysłowy czynny od 7 – 24. Korzeniewo 2

Czynna stacja benzynowa uspokoiła jej niepokój. 

To była malutka stacja na tyłach sklepu.
Jakiś samochód właśnie wyjeżdżał ze stacji, a pracownik stacji stał leniwie oparty o dystrybutor.
- ale dziś ruch. I jakie bryki .. fiuuuu – usłyszała słowa benzyniarza wysiadając z auta.

Odruchowo popatrzyła za odjeżdżającym autem. Nowy model Mercedesa w ładnym ciemno-zielonym kolorze, z przyciemnionymi szybami.
Fakt ładna bryka – pomyślała.
Przez moment mignął jej przed oczami profil kierowcy.
Serce podskoczyło jej do gardła. * eeee .. Witek przecież jeździ jeepem ... to jakaś wariacja mnie dopada chyba. W każdym kierowcy niezłego samochodu będę widzieć Witka ?... kompletna paranoja* – skarciła się.

- ta.. lej Pan do pełna – usłyszała głos Filipa.
Benzyniarz patrzył na nią pytająco.
- tak.. poproszę do pełna – potwierdziła
- Mamo.. coś ty taka nieprzytomna ? – zapytał Filip cicho – Facet się pytał trzy razy.
- zamyśliłam się .. sorki – uśmiechnęła się przepraszająco.
- nie no.... spoko – odpowiedział syn przyglądając się jej badawczo.

Po zatankowaniu, spokojnie dojechali do Bytowa, całą drogę przekomarzając się i dowcipkując z jej roztargnienia.

Parking w pobliżu uroczego małego ryneczku był pustawy, szybko znaleźli na nim wolne miejsce, zaparkowali i poszli pooglądać nowinki w tutejszych sklepach. Drobne zakupy nie zajęły im zbyt wiele czasu, ale kiedy dotarli do swojej ulubionej pizzerni byli już solidnie głodni. Pizza jak zawsze wyśmienita, znikała w tempie ekspresowym.

W doskonałych humorach wrócili do ośrodka. Przejeżdżając obok stołówki zobaczyli głośno dyskutującą grupę wczasowiczów. Doszły ich fragmenty narzekań na zimną kolację.

Spojrzała na Filipa, Filip na nią i wybuchnęli głośnym śmiechem.
- ale mieliśmy wyczucie co ? – zapytała ze śmiechem
- nooo.. trafione w punkt – potwierdził Filip śmiejąc się wesoło
- oni głodni i źli a my najedzeni i zadowoleni – dodała
- ano... widzisz .. czasami warto posłuchać swojego syna – powiedział z dumą
- wiem Filip – powiedziała to łagodnie z czułością
*********************************************************************
Ja Rodzic
Kiedy są małe zadają miliony pytań, oczekują naszych wyjaśnień, odpowiedzi.
Chętnie z nami rozmawiają godzinami.
Kiedy dorastają nie pytają nas już o nic. Sami przecież wiedzą lepiej.
Zamykają się w pokoju i godzinami rozmawiają z koleżankami /kolegami
Idealny Rodzic ... wiadomo... wykorzystuje każdą okazję by porozmawiać z dzieckiem, poświęca mu swój czas, wie jakie są najnowsze trendy w modzie, zna najnowsze przeboje, wie jak nazywa się ulubiony zespół rockowy swojej pociechy. Wie jak ma na imię najnowsza sympatia pociechy i czemu ta stara sympatia już nie jest najnowszą, zna imona przyjaciół, wie o każdym sekrecie i przeżyciu swojego ukochanego dziecka.
Czy Idealny Rodzic w ogóle istnieje ?



28 października 2014

odc. 9 - ... był ten śmiech jak oczyszczenie.

# # #

- co tak długo ?.. gdzie byłaś ?? – pytał Filip już z tarasu, kiedy tylko zobaczył jak wysiada z samochodu.
- jakoś tak zeszło – powiedziała trochę niepewnie
- gdzie byłaś tyle czasu. Chyba nie łaziłaś po lesie tyle godzin ? - dopytywał się syn
- no nie.. aż tyle nie – zastanawiała się, co powiedzieć.
Nie przygotowała się na takie pytania. - *Powinnam o tym pomyśleć w drodze * - ale całą drogę zajęły jej myśli o Witku.
- spotkałam starego znajomego w Bytowie. Pogadaliśmy trochę o starych czasach i jakoś tak zeszło. – powiedziała część prawdy.
- już miałem do Ciebie dzwonić. Ale ok. – zawołał już z kuchni – chcesz herbatę ?
- tak. Zaraz przyjdę tylko wezmę szybki prysznic.


Czuła na sobie jego zapach... zapach Witka.
Intensywny, męski zapach. Ten zapach ciągle kierował jej myśli do niego - * muszę go zmyć i zapomnieć .. i to szybko*  - myślała rozbierając się w łazience - *bez ciuchów jest jeszcze gorzej..... pachnę nim cała....*

 
 
Długo stała pod prysznicem zmywając z siebie jego zapach, jego dotyk, jego smak ..... zmywała emocje i wspomnienia.








- herbata ci stygnie – głos syna przywołał ją do rzeczywistości.
- już, już. Wychodzę.
Wychodząc z łazienki rzuciła okiem na barłóg męża. Leżał tam tak samo nieprzytomny jak rano, z głową schowaną w poduszki. Nie mogła dojrzeć, w jakim stanie jest podbite oko. Beznamiętnie przyglądała mu się chwilę, dziwiąc się, że ten widok nie wywołuje w niej takich gwałtownych reakcji jak zawsze. Teraz dopiero uprzytomniła sobie, że idąc do łazienki w ogóle nie zwróciła uwagi czy jest w pokoju. 

Wyszła cicho zamykając drzwi.
 

Filip siedział na tarasie.
- Mamo?
- taak .. ?
- Mamo, chyba się na mnie nie gniewasz.. – wskazał wymownie w kierunku drzwi od pokoju ojca – nie zrobiłem tego specjalnie. Jakoś tak wyszło – dodał niepewnie
- wiem – powiedziała krótko – co nie zmienia faktu, że podniosłeś rękę na ojca.
- ale on podniósł na Ciebie.. miałem patrzeć jak cię uderzy ? – wybuchnął
- ale nie uderzył.
- no niewiele brakowało – powiedział zapalczywie
Usiadła obok syna na fotelu. 

Patrzył na nią wzrokiem psa, który coś przeskrobał i oczekuje srogiej kary, a równocześnie zupełnie nie czuje się winny. Przyglądała mu się dłuższą chwilę, aż zaczął wiercić się niespokojnie pod tym spojrzeniem.
Upiła łyk ciepłej jeszcze herbaty i westchnęła
- chyba naprawdę musimy poważnie porozmawiać
- tak przypuszczałem – powiedział zrezygnowanym tonem.


Do późnej nocy słychać było ich przyciszone głosy. Rozmawiali spokojnie. Nie chciała na niego krzyczeć, czy pouczać. Powiedziała wiele słów, dała wiele przykładów, przypomniała synowi dawne, o niebo szczęśliwsze czasy, jego zabawy z ojcem, radość jaką z nich czerpali. 

Chciała by sam zrozumiał, by dojrzał w ojcu nie wroga a swojego ojca, jakim by on nie był. Filip mówił mało, ale widziała wyraźnie, że wszystkie jej wysiłki trafiają na mur niechęci do  ojca.
- Mamo.. ja wiem, że ty chcesz dobrze, ale dobrze już nie będzie – powiedział w końcu Filip – dla mnie może go nie być albo może być, o ile nie będzie tobie przeszkadzał normalnie żyć.

Zmęczona i zniechęcona zapadła się w fotel, skurczyła się w sobie.
Filip popatrzył na nią z tkliwością
- ale niech wie – powiedział stanowczym tonem – że nigdy nie zrobi ci żadnej krzywdy, nie pozwolę mu to – dodał buńczucznie – i mam nadzieję, że coś do niego dotrze jak  wytrzeźwieje i zobaczy swoje oko.
- myślisz, że krzywda fizyczna jest najważniejsza? – zapytała z namysłem
- nie.....ale ja się nie chcę wtrącać. To Twoja sprawa. Nie wiem czemu jeszcze go znosisz, czemu nie wyrzucisz go na zbity.... - przerwał w połowie zdanie, zdając sobie sprawę, że powiedział trochę więcej niż miał zamiar.
Skurczył się pod jej gniewnym spojrzeniem.
 

Zadając to pytanie miała zupełnie co innego na myśli. 
Chciała mu uświadomić, że krzywda fizyczna jest o wiele mniejsza niż psychiczna, że od tej pory ojciec zawsze będzie miał żal do niego, że odważył się podnieść na niego rękę.. choćby i było to niechcący.
- * no to się dowiedziałam prawdy..... szlag.. . świetnie mi wyszła ta rozmowa wychowawcza .. nie ma co.. zamiast ja go przekonać do ojca.. on mnie przekonuje, żebym go rzuciła.. super  * – pomyślała rozgoryczona.
- zdajesz sobie sprawę, że od tej pory ojciec zawsze będzie ci pamiętał, że go uderzyłeś?. W pamięci za jakiś czas zatrze się, kiedy to było i dlaczego.. ale pozostanie pamięć, że tak było i żal do Ciebie. – kontynuowała poprzedni wątek, udając, że nie usłyszała jego słów.
- Mamo... szczerze ?. Jest mi trochę głupio, że tak wyszło, ale stało się. Trudno. Nie zmienię tego już. Obaj mamy nauczkę.
- taaak, wszyscy mamy nauczkę.. żebyśmy tylko jeszcze tak naprawdę zechcieli wysnuć z tego jakieś nauki – westchnęła głęboko
- oj.... nie przejmuj się tak bardzo... oko mu się zagoi, zapomni – wstał z fotela i położył głowę na jej ramieniu.

Wyglądało to zabawnie. Wielki chłop zgięty w pół, przytulający się samą głową do ramienia drobnej kobietki.
Pogłaskała go po głowie z czułością.
Podniósł głowę, spojrzał na nią z łobuzerskim uśmiechem i zapytał
- a widziałaś jakie ono jest extra? Klasycznie podbite, ze wszystkimi kolorami tęczy. Jak z obrazka - nie mógł pohamować śmiechu
- aż Ty paskudo – zerwała się z fotela , starając się go trzepnąć w tyłek. Ale zgrabnie się wywinął umykając ze śmiechem do domku.
- ale widziałaś ? widziałaś ? - dopytywał się, gdy wpadła za nim do domku.
- ładnie to śmiać się z cudzego nieszczęścia – starała się ze wszystkich sił zachować powagę - nie.. jutro go pewnie obejrzę w pełnej krasie – teraz i ona nie mogła już ukryć uśmiechu.

Spojrzeli na siebie i zaczęli się śmiać. Był im potrzebny ten śmiech jak oczyszczenie. Niewidzialna bariera zniknęła i znów byli razem matka z synem, kumpel z kumpelką.



                                   ******************************************************************************

Ja Rodzic
Kiedy są małe są naszymi dziećmi.
My jesteśmy dla nich opiekunami i kochanymi rodzicami. 
Kiedy dorastają, dalej są naszymi dziećmi, ale my zaczynamy być dla nich czymś więcej .

Idealny Rodzic.... opiekun czy przyjaciel... autorytet czy kumpel... ukochany rodzic czy surowy rodzic ?

A może wszystko na raz ? 




24 października 2014

Odc. 8 - ... żebys mnie zapamietał ...

                                               **********************************                                      
       motyw muzyczny na dziś:  https://www.youtube.com/watch?v=2QQb4831w_k
                                               *********************************


Stłumiła piknięcie zazdrości w duchu. - Ale on dla mnie jest jeden jedyny... i to się liczy.

- Hmmmm.... elegancki mężczyzna do wzięcia...na dokładkę niezły w łóżku..... cud natury – tacy się już nie zdarzają !!!


Wlepiła w niego wzrok, lustrując każdy kawałek jego twarzy i ciała. Poczuł się pod tym spojrzeniem niewyraźnie.
- czemu mi się tak przyglądasz ??? – zapytał z niepewną miną
- musisz mieć jakiś kolosalny ukryty feler... staram się go dojrzeć
- no już mnie widziałaś w całości.. więc .... ???
- nie no fizycznie całkiem do rzeczy – uśmiechnęła się znacząco - może masz paskudny charakter, bo inteligencji i dowcipu ci nie brakuje ??? - no jak ? masz paskudny charakter ??
- mam.... przynajmniej tak twierdziły moje eleganckie małżonki... ale za to jestem czarujący - uśmiechnął się do niej przepięknym czarującym uśmiechem a w oczach pojawiły się diabełki.

Nachylił się do niej blisko, tak blisko, że czuła jego oddech na swojej twarzy.
- Oleńka ...dlaczego koniecznie chcesz doszukać się we mnie czegoś złego – zapytał z błyskiem w oczach
- * bo byłoby mi łatwiej.... gdybyś był paskudny, wredny albo głupi...... najłatwiej by było jakbyś miał biedną żonę i cała furę dzieci...ale nie ... ideał cholerny się znalazł, na dokładkę wolny i czarujący... i cuuudowny kochanek... *- westchnęła widząc, że oczekuje od niej odpowiedzi
- bo tacy faceci nie istnieją – odpowiedziała enigmatycznie
- Oleńka.. całkiem poważnie pytam.?
Milczała, patrząc przed siebie. 

Słońce już całkiem schowało się za linię lasu. 
Niebo nabrało barw purpury i fioletu.
- czas się zbierać , noc nas tu zastanie.. a to tylko ja miałam tu nocować
- teraz mogę ci towarzyszyć.. całkiem miłe miejsce na spędzenie tu życia
- tak – szybko wpadła w lekki zabawny ton – szczególnie w zimie pod gołym niebem ... bosko
- zbuduję ci szałas. Może nawet dom – zabrzmiało to jakoś dziwnie poważnie
- oczywiście... i będziemy hodować kury na niedzielny rosół, na co dzień żywić się grzybami i borówkami...- dowcipkowała nadal
- nie... będziemy żyć tylko miłością – zaśmiał się wesoło
- taaaaa... i będziemy mieć super szczupłe sylwetki od takiej strawy .. duchowej... aż całkiem zeschniemy na wiór i wysuszymy się i umrzemy w swoich objęciach – mówiła ze śmiechem
- ooo nie....będziemy żyli długo i szczęśliwie – zaprzeczył gwałtownie
- tak to mój drogi jest tylko w bajkach – westchnęła.

Wstała i zaczęła zbierać porozrzucane rzeczy, po chwili z ociąganiem dołączył do niej w pracach porządkowych.
Kiedy zebrali już większość rzeczy i zaczęli składać koc, ich ręce ponownie się zetknęły. Przytrzymał jej dłonie w swoich i ponowił pytanie napiętym głosem

- Olka .. ja pytałem poważnie , odpowiesz mi ???
- a co chcesz niby usłyszeć ??? - zapytała zrezygnowana
- chcę wiedzieć czemu nie chcesz mnie takiego jakim jestem...bo czuję, że nie chcesz, że chcesz uciec, wycofać się - wywalił bez ogródek
Milczała uparcie.
- zapytam otwarcie – Oleńka spotkamy się jutro ? 

Patrzył na nią wyczekująco
- nie sądzę – powiedziała cicho, umykając oczami przed jego wzrokiem.
- ale dlaczego ??? – żachnął się – przecież chyba nie znalazłaś we mnie nic aż tak odrażającego ?. Możemy się chyba umówić na kawę? Jedna niewinna mała kawa, albo obiad czy kolacja, jutro pojutrze .. jak wolisz. Obiecuję, że nie będę cię ciągnął do łóżka, jeśli masz takie obawy. Będę gentelmenem w każdym calu – mówił dużo i szybko
- Witek......lepiej nie ...
- dla kogo lepiej.. co ty mówisz.. Olka - wpadł jej w słowo – dla mnie na pewno nie lepiej... a i tobie nie było ze mną tak najgorzej ? Czego się boisz ? Męża ? Mnie, że cię skrzywdzę ?
- siebie Witku...... – powiedziała cicho niepewnym głosem

Podniósł palcem jej podbródek tak, że jej twarz znalazła się blisko jego twarzy. Patrzył intensywnie w jej oczy i starał się zrozumieć, co miała na myśli.
- Olka.... posłuchaj...przecież nie musimy się od razu angażować. Rozumiem , masz męża...jest ci....
Położyła mu palec na ustach
- nie mów nic więcej. To nie o niego tu chodzi. Przeżyliśmy ze sobą wspaniałe spotkanie, cudowny seks i.... niech tak zostanie – powiedziała już całkiem opanowana - Wszystko ma swój początek i swój koniec.... Koło się zamknęło....
- nie rozumiem Cię – powiedział rozgoryczonym tonem – ja tu widzę tylko wspaniały początek... bez zakończenia. A raczej z idiotycznym zakończeniem... ale jak chcesz.. – wzruszył ramionami.

Był wyraźnie zły. 

Wzięła już spakowane rzeczy , odwróciła się na pięcie i poszła w kierunku samochodów. Stał chwilę odprowadzając ją wzrokiem. Zebrał resztę rzeczy i powoli poszedł za nią. Przy samochodzie w milczeniu pakował bagaże, zerkając na nią od czasu do czasu. Kiedy wrzucił do auta ostatnie tobołki, stanął przed nią, wziął ją w ramiona i wtulił twarz w jej włosy.
Nie opierała się, przymknęła oczy i przytuliła się do niego, wdychając jego zapach i czując ciepło jego ciała. 

Było jej trudno się z nim rozstać, a z każdą minutą w jego objęciach było coraz trudniej.

Potrząsnęła głową by wyzwolić się z tego wrażenia, otworzyła oczy i zobaczyła jego wpatrzone w nią bezdenne czarne oczy. 

Wydawało jej się, że widzi w nich nieme pytanie. 
Pokręciła przecząco głową.
- czy możesz mi chociaż dać swój numer telefonu ? – starał się powiedzieć to obojętnym tonem
Ponownie pokręciła przecząco głową. 

Oparł się ciężko o samochód, podniósł jej dłonie i ucałował
- no cóż...... więc do następnego... przypadkowego spotkania – powiedział zimnym, cichym głosem

Nie mogła wymówić nawet słowa przez ściśnięte gardło. 

Uśmiechnęła się blado, odwróciła i powoli zaczęła odchodzić... lecz on dalej trzymał jej dłoń w swoich. Na długości wyciągniętych rąk, kiedy jej dłoń wysuwała się z jego uścisku, w ostatnim momencie zacisnął lekko palce, jakby chciał ją zatrzymać.

Drgnęła, przystanęła, w niepohamowanym odruchu podbiegła do niego i pocałowała go czule. Choć zaskoczony, natychmiast odwzajemnił  pocałunek, ostrożnie, jakby bał się ją spłoszyć. Znów jej język błądził po jego wargach, muskała kąciki jego ust, znów poczuła jak jego ciało przeszedł dreszcz w reakcji na ten zmysłowy pocałunek. 


Ten dreszcz otrzeźwił ją, uzmysłowił jak niebezpiecznie blisko jest od obojętności do namiętności.
- to na pożegnanie – powiedziała szybko, aby nie pozostawić żadnych wątpliwości – żebyś mnie zapamiętał.
Odwróciła się szybko, żeby nie widzieć wyrzutu w jego spojrzeniu.
- żegnaj kochany.... – szepnęła ledwo słyszalnie sama do siebie

Odeszła prawie biegiem w kierunku swojego samochodu. Czuła, że jeśli choć sekundę zostanie w jego pobliżu złamie się i wszystkie mądre postanowienia diabli wezmą. 

Kątem oka dostrzegła, że zrobił krok w jej kierunku, ale zaraz się zatrzymał. Stał przy aucie i patrzył z daleka jak wsiada do samochodu. Minęło dobre kilka minut zanim zobaczyła w lusterku jak wsiada do swojego auta, z impetem trzaska drzwiczkami i rusza. 
Kiedy mijał jej samochód przyhamował lekko i spojrzał na nią, ale odwróciła szybko głowę, udając, że nie widzi i szuka czegoś w schowku.

Gwałtownie dodał gazu i odjechał w tumanach kurzu. 

Siedziała w samochodzie i patrzyła jak opada za nim kurz.
 

 Oparła głowę na kierownicy, miała kamienną twarz, ale dusza wyła w niej opętańczo.



- * rany boskie .. odjechał... nie zatrzymałam go.. co ja robię.. cholera jasna .. czekałam na niego ponad 20 lat i co .. tak go puściłam?... przecież nigdy go już nie spotkam – dusza łkała na całego – Witeeeek........

- Witeek – jęknęła na głos – Witek, Witek – powtórzyła coraz ciszej.

 Wzięła głęboki oddech i powoli zaczęła się uspokajać. 


*Już dobrze...– przekonywała samą siebie – myśl logicznie ...tak naprawdę będzie lepiej, koło się zamknęło...była niespełniona miłość.... były marzenia... wiele lat.... nieoczekiwane spotkanie...spełniony seks ... zobaczyłam go, poczułam... Był początek i teraz jest koniec.. czego jeszcze chcesz? czego można chcieć w mojej sytuacji.. niczego.. więc myśl logicznie i nie wyj.... i zbieraj się do życia*.

- taaa, więc weź się w garść i zbieraj dupę w troki do szarej rzeczywistości - powiedziała na głos.
- * A mam inne wyjście ?* – uśmiechnęła się smutno.

Odpaliła silnik i rzuciła ostatnie spojrzenie na miejsce, w którym tak wiele się dziś zdarzyło.

- ciekawe.... czy jak przyjadę tu za kilka lat , czy rozpoznam to miejsce ? - pomyślała odjeżdżając powoli.


                                                    **********************************************************
Ulec raz rodzącemu się uczuciu, dawnym marzeniom, namiętności i potem uciec.

Odwaga czy tchórzostwo ?



21 października 2014

odc. 7 - Bo ja jestem wyjatkową kobietą.


Kiedy podeszli do koca, podniosła z torebki telefon i schowała go do wewnętrznej kieszonki. Usiadła na kocu, opierając się o pobliski pień drzewa, wyjęła papierosa i zapaliła, on usadowił się wygodnie w pozycji leżącej układając głowę na jej kolanach.
Milczeli.. ten radosny nastrój gdzieś prysnął, ale dalej było jej z nim dobrze. 
Tu i teraz ....
- często tu przyjeżdżasz ? – zapytał, żeby oderwać ją od jej własnych myśli
- kiedyś przyjeżdżaliśmy tu co rok na całe wakacje, teraz bardzo rzadko, raczej w jesieni na grzyby.

- rozumiem, że przyjeżdżacie rodzinnie, że tak powiem – powiedział opanowanym tonem – ale w tym roku podobno nie ma grzybów, nie uda ci się grzybobranie.
- w tym roku nie przyjechaliśmy na grzyby... - bąknęła
- ale jest jesień a nie wakacje ? – spojrzał pytająco
- w tym roku chciałam wypocząć.. wcześniej nie mogłam przyjechać.. z wiadomych względów. To cichy, spokojny ośrodek nad jeziorem Korzyckim, znam tam każdy kąt, każde drzewo, lubię go....
- no tak .. ale nie nudzisz się ?... nie ma grzybów, nie ma co robić.
- nie tak całkiem, mam tam całą kupę znajomych, obsługa jest ze mną zaprzyjaźniona od lat, a poza tym ...... znajduję sobie różne ciekawe zajęcia jak widać – powiedziała wyraźnie akcentując „ różne”
Roześmiał się szczerze
- fakt.... zajęcia były bardzo ekscytujące..... chyba mam rację ?
Teraz i ona roześmiała się serdecznie
- może masz racje a może nie – odpaliła przekornie – domyśl się
Zrobił obrażoną minę.
- długo tu zostaniesz ?? – zapytał znów po krótkiej przerwie
- nie wiem... może tydzień... może dłużej
- nie masz konkretnych planów, rezerwacji ??
- nie ..– roześmiała się – w moim ośrodku nie trzeba rezerwacji, wystarczy zadzwonić do naszego Włościanina i powiedzieć kiedy się przyjeżdża.. szczególnie teraz w jesieni ośrodek jest prawie pusty....

 - hmmm.. no tak.. nie pomyślałem, że po tylu latach jesteś pewnie zaprzyjaźniona z właścicielami. To tak jak ja, mniej więcej.
 

Nie miała ochoty prostować, że Włościanin to nie nazwisko tylko żartobliwa ksywka kierownika ani wyjaśniać, jakie ich łączą układy.
- a właśnie - wykorzystała okazję, by zmienić temat rozmowy z siebie na niego – jesteś zaprzyjaźniony z właścicielami jakiejś tutejszej posiadłości, ośrodka ???
- taak, mam tu starych znajomych. Od lat prowadzą tu niedaleko elegancki dom wypoczynkowy, bardziej hotel z restauracją. Czasami udaje im się namówić mnie na przyjazd, choć raczej rzadko im się to udaje.
- to, że elegancki to nie wątpię – wyrwało jej się nieopatrznie
- dlaczego ? – zaciekawił się
- hmmmm... cały jesteś taki elegancki, więc i pewnie wypoczywasz w eleganckim hotelu i eleganckim towarzystwie
- wygłupiasz się czy mówisz serio ? – zapytał lekko zdziwiony
- mówię jak najbardziej serio – powiedziała śmiertelnie poważnym tonem – naprawdę jesteś super eleganckim facetem.. tacy nie szlajają się po podrzędnych ośrodkach wypoczynkowych z drewnianymi chałupami zamiast apartamentów, z piachem zamiast eleganckich betonowych ścieżek, czy kąpieliskiem w jeziorze zamiast podgrzewanego basenu.....
 Parsknął śmiechem, podniósł się i zaczął ją łaskotać. Pisnęła odganiając go od siebie, śmiejąc się wesoło.
- to kara za kpiny ze mnie - mówił przez śmiech – to, że mam znajomych z eleganckim hotelem to chyba nie grzech? 

To, że czasami człek zażyje odrobiny luksusu to też nie grzech, ale zapewniam cię, że doceniam urok drewnianych przewiewnych domków, wodorostów zaplątanych w kąpielówki i piasku w butach....
 

Oparł się obok niej o pień drzewa i objął ją ramieniem.
– muszę mieć na ciebie oko – mruknął rozbawiony.
Uśmiechnęła się do niego promiennym uśmiechem i musnęła go delikatnym pocałunkiem w policzek.
- czy dobrze kojarzę te sterty eleganckich walizek w bagażniku twojego eleganckiego samochodu z faktem przyjazdu na wypoczynek do eleganckiego hotelu ?.. czy to może koniec wypoczynku ?
- kojarzysz prawidłowo – pokiwał głową - udaję się właśnie na elegancki kilkudniowy wypoczynek
- hmmmmmmm – to coś mi tu się nie zgadza - zmarszczyła czoło jak w głębokim namyśle

- hmmm??? – spojrzał pytająco
- to gdzie w takim razie elegancka, wysoka blondynka, z dłuuugimi nogami, niewątpliwie żona eleganckiego faceta.?.... powinna siedzieć na przednim fotelu jego eleganckiego samochodu, a chyba jej tam nie ma. .... raczej na pewno jej nie ma.... nie patrzyłaby bezczynnie na bezeceństwa swego eleganckiego mężczyzny. Czyżby elegancka małżonka oczekiwała w eleganckim apartamencie ??
 

Uśmiechał się, ale jego oczy były poważne
- byłem ciekaw czy kiedykolwiek o to zapytasz ? jak na kobietę jesteś strasznie mało ciekawska – patrzył na nią badawczo



 

- bo ja jestem wyjątkową kobietą.....- posłała mu tajemnicze, przeciągłe spojrzenie

- zauważyłem – hmmmm – nawet forma tego pytania nie jest banalna
 

  
Wysunął prawą dłoń przed siebie.
- jak widzisz obrączki nie noszę..
- to akurat o niczym nie świadczy – wpadła mu w słowo
- taaaa – rzeczywiście – wziął w swoją dłoń jej prawą rękę i gładził po palcu, na którym standardowo powinna znajdować się obrączka. - Taaaa.. to nie świadczy o niczym – mruknął – przynajmniej nie we wszystkich przypadkach, w moim jednak tak.


Była totalnie zaskoczona taką odpowiedzią. Rzuciła mu ukradkowe spojrzenie, nie chciała żeby zobaczył to w jej oczach..
- a gdzież się podziała elegancka małżonka ???? – w głosie jednak dało się wyczuć nutkę zaskoczenia
- elegancka małżonka pozostała przeszłością 7, 9 i 15 lat temu – powiedział niedbale, bawiąc się dalej jej dłonią.
 

Teraz on ukradkiem patrzył na nią i był ciekawy jak zinterpretuje jego odpowiedź. Widział, że zastanawia się nad tym, co powiedział, osiągnął cel, wzbudził w niej zainteresowanie.
W pewnej chwili był nawet zły, że nie pyta go o nic, że kompletnie nie interesują jej żadne informacje o nim. 
Przede wszystkim był zły, kiedy otwarcie powiedziała, że jest mężatką.
Do tej pory nigdy mu to nie przeszkadzało, teraz tak. Teraz było jakoś inaczej. 

W ogóle było jakoś inaczej. 
Jej pytanie dopiero po chwili dotarło do niego
- elegancka małżonka vel eleganckie małżonki ???
- no zdarzyło mi się pomylić kilka razy – odrzekł z zagadkowym uśmiechem – a dokładniej trzy razy.
- dobrze, że nie jesteś saperem – sparowała
- oj... niewiele mi brakowało.. przy drugiej i trzeciej eleganckiej małżonce moje życie przebiegało na skrzynce z podpalonym dynamitem – cień przemknął po jego twarzy na to wspomnienie.
- mam nadzieję, że opuściły cię w mniej dramatycznych okolicznościach niż wybuch tejże skrzynki - zapytała z wyraźną ciekawością
- tak.... opuściły mnie godnie...choć z wielkim hukiem....... unosząc bogate łupy wojenne - zaśmiał się ironicznie.
- no, ale eleganckie dzieci po eleganckich małżonkach powinny ci towarzyszyć w wypoczynku?
- nie mam dzieci – uciął krótko - mówiłem ci, jestem bezpiecznym kochankiem – starał się uśmiechem pokryć zmieszanie.

Zrobiło jej się głupio, teraz dopiero dotarł do niej sens jego słów. 

Nie chciała drążyć tego tematu.
- no to widzę, że masz bogate doświadczenia małżeńskie i chyba nie tylko... nie przypuszczam, że w pozostałych latach żyłeś w celibacie – powiedziała zaczepnie
- no nie... święty nie byłem .. – zaśmiał się - jeśli mam być szczery. Jestem przecież normalnym facetem z normalnymi potrzebami.Ciągle szukałem towarzyszki na dłużej, ale jakoś nie wyszło. Choć w ostatnim czasie żadna z pań nie potrafiła mnie do siebie przyciągnąć.. chyba się starzeję. – westchnął
- eeeee... chyba coś kręcisz – w jej głosie zabrzmiało niedowierzanie - jakoś nie widać żebyś stracił wprawę hmmmm w tych sprawach ... i prawdę powiedziawszy nie wyglądasz na samotnego mężczyznę, wokół którego nie kręci się stado eleganckich bab....
- może i nie wyglądam.. ale tak naprawdę od kilku lat jestem sam.. znużyły mnie te eleganckie puste baby .. jak to raczyłaś nazwać – odpowiedział poważnie.
- ej .. ja powiedziałam tylko eleganckie baby .. resztę sam dodałeś – sprostowała szybko
- widać miałem pecha – skwitował.


- Jakoś mnie to nie wcale nie rusza, że miał pewnie całe stada kobiet – zastanawiała się nad tym, co powiedział – no.... raczej dziwne by było gdyby ich nie miał. Jedna, trzy czy trzydzieści.. co to za różnica?.. no może troszkę jest .... głupio tak pomyśleć, że jest się jedną z wielu...że obmacywało i obcałowywało go dziesiątki bab... no pewnie.. miał czekać na ciebie jedną jedyną przez te wszystkie lata jak dziewic zamknięty w wieży? Puknij się w głowę kobieto. – stłumiła piknięcie zazdrości w duchu. - Ale on dla mnie jest jeden jedyny... 

i to się liczy.


****************************************************
Czasami spotykamy drugiego człowieka… niemal ideał.
Tylko jedna rzecz budzi w nas niepokój.
To jest mężczyzna z przeszłością lub kobieta po przejściach.
Mają na koncie już nie jeden nieudany związek.
Teraz jednak jest z nami … my jesteśmy przecież wyjątkowi…. z nami się uda … na pewno….
Na pewno ? 



18 października 2014

odc. 6 - Na szacunek trzeba sobie zasłużyć..

Leżeli tak przytuleni.. bez ruchu.. bez zbędnych słów. 

Słońce powoli pochylało się nad wierzchołki drzew i powiało jesiennym chłodem.
 

- zgłodniałem... a ty ??
- jak wilk – zaśmiała się
 

Zaczęli zbierać swoje porozrzucane ubrania, po czym każde z nich poszło w inny zakątek jeziora doprowadzić się do porządku. 


Po chwili siedzieli na kocu z apetytem pałaszując zimne już, ale całkiem smaczne kurczaki.
- ale byłam głodna – powiedziała oblizując palce po skończonym jedzeniu.
- już się najadłaś?? Nie wygłupiaj się, zjadaj jeszcze jeden kawałek, sam nie dam mu rady – Witek wskazał na kubełek, jeszcze prawie w połowie zapełniony kawałkami kurczaka.
- nie ma mowy, ani jednego kęsa więcej – zaprotestowała
- tak, tak, oczywiście .. musisz dbać o linię – spojrzał na jej szczupłą i drobną sylwetkę
- akurat – zaśmiała się – gdybym tyle tyła, co jem , byłabym jak kulka... ale na szczęście mogę sobie pozwolić na luksus i jeść ile chcę i co chcę.
- szczęściara – powiedział z zazdrością – więc pomóż mi to zjeść.
- nie ma mowy.. mam dość... najwyżej zostawisz. Nie musisz przecież zjeść wszystkiego.
- nigdy nie zostawiam niedokończonego tego, co zacząłem – powiedział z błyskiem w oku i rzucił się łapczywie na skrzydełko.
Obserwowała go z rozbawieniem jak walczy z kolejnym kawałkiem.

Zadzwonił telefon. Po sygnale rozpoznała, kto dzwoni, lecz przez chwilę zawahała się czy odebrać. 

Czekała ją w domu trudna rozmowa z synem i nie wiedziała czy teraz chce ją rozpoczynać, przy nim.
- nie odbierzesz - zapytał trochę zaczepnie
- oczywiście, że odbiorę, zastanawiam się tylko jak? tymi tłustymi palcami ? - skłamała.
Ostrożnie otworzyła torebkę, starając się niczego nie ubrudzić i wyciągnęła za sznureczek telefon komórkowy.
Szybko przełączyła z głośno-mówiącego na słuchawkę.


- „no, co chciałeś – zapytała zachowując obojętny ton głosu
- nie. wszystko w porządku.. jestem gdzieś w lesie...wrócę wieczorem.
- tak... myślę, że musimy o tym porozmawiać...
- ok.. - dobrze.. będę ostrożna...do zobaczenia wieczorem”
Wyłączyła komórkę i wrzuciła ją do otwartej torebki byle jak. Dobrze widziała, że z ciekawością przysłuchiwał się rozmowie
- mąż ? – zapytał zimnym tonem
- syn – odpowiedziała ze lekkim uśmiechem

Wzięła jego mydło i ręcznik i poszła do jeziora umyć ręce. 

Szła zamyślona, wolnym krokiem, zastanawiając się, co też ma powiedzieć swojemu ukochanemu synaczkowi.
 

Dopadły ją wspomnienia dzisiejszego poranka. 
Widok brudnego i śmierdzącego męża rozwalonego na niepościelonym, skotłowanym łóżku... jego tłusty biały brzuch wyłażący spod podwiniętej, zmiętej i nieświeżej podkoszulki, opuchnięta od picia twarz -  napawał ją obrzydzeniem. 
Kolejna awantura o wódkę z podpitym już od rana mężem -  jego nieprzytomny samozadowolony wyraz twarzy -  wściekły wzrok syna, kiedy mąż odepchnął ją, gdy chciała mu zabrać puszkę piwa -  potem przepychanka na tarasie pomiędzy ojcem a synem, gdy syn chciał wprowadzić ojca do domku.
 Za wysoko uniesiony łokieć -  za dużo użytej siły -  krew płynąca z rozbitego łuku brwiowego  i szybko siniejące podbite oko małżonka.
Zaskoczona mina męża. 

Jego nic nierozumiejący tępy wzrok był nawet do zniesienia.. w tym stanie pijacy obojętnieją na wszystko, zdążyła do tego już przywyknąć....... ale najgorsze, że w twarzy syna nie widziała skruchy, żalu czy choć odrobiny współczucia, zobaczyła coś okropnego... zobaczyła mściwą satysfakcję.
Wiedziała, że nie zrobił tego umyślnie. Widziała całe zajście, ale wyraz oczu  syna przeraził ją, uświadomił, że tych dwóch mężczyzn jej życia nie łączy nic.. ale jeśli już to nienawiść zawoalowana poprawnym wychowaniem.
tak naprawdę to tylko moja i wyłącznie moja wina - pomyślała z goryczą – nie trzeba było mówić synowi jak to „ wspaniale” zachlany non-stop mąż opiekował się nią po powrocie ze szpitala - nie wiem, może źle postępowałam, może naprawdę nastawiałam Filipa przeciwko ojcu - westchnęła ciężko - kurna, starałam się być i matką i ojcem i kumpelką.. chyba za dużo chciałam a wyszło z tego jedno wielkie g..... A teraz sama nie wiem jak mam z nim rozmawiać, jak przekonać, że syn powinien szanować swego ojca.
Szanować – przypomniała sobie jak jej kiedyś odpowiedział, gdy robiła mu wyrzuty, że odnosi się do ojca lekceważąco – na szacunek trzeba sobie zasłużyć .. powiedział wtedy..

Witek patrzył za nią, jak odchodziła w kierunku jeziora. Jakaś smutna i zamyślona. 

Nie było nic szczególnego w tej rozmowie telefonicznej z synem.. ot zdawkowa rozmowa, trochę może za zdawkowa i sucha..ale nic nadzwyczajnego. Jednak natychmiast zauważył, jak zmienił się jej nastrój. Skurczyła się w sobie, oklapła, wydawała mu się tak krucha i delikatna.
Zerknął na otwartą torebkę, komórka leżała na samym wierzchu.
Ona ciągle stała nieruchomo nad samym brzegiem jeziora. Nie widziała jak szybko ukradkiem sięgnął po komórkę, z nerwowym pośpiechem przeszukiwał połączenia, a potem zapisywał numer na kawałku serwetki. Zrobił to impulsywnie, bez zastanowienia. 

Odłożył komórkę z oddechem ulgi, że nie został przyłapany na szperaniu po jej rzeczach, ale i poczuciem wstydu. Trzymał chwilę serwetkę w ręce, jakby zastanawiając się, co ma z nią teraz zrobić, wyjął zapalniczkę, zbliżył płomień do serwetki, ale szybko cofnął. Starannie poskładał serwetkę i schował do portfela.

Popatrzył w kierunku jeziora. Ola stała bez ruchu zatopiona w myślach. 


 Ocknęła się, gdy dotknął jej ramienia. 
 Dopiero teraz zorientowała się, że stoi tu dłuższą chwilę, dalej z brudnymi rękami.
- czy mogę skorzystać z mydła – zapytał jakby nigdy nic.
- zjadłeś już wszystko? – zapytała, podając mu mydło
- oczywiście – wypiął brzuch do przodu i pogłaskał się po nim - nie chciałem ci przerywać podziwiania krajobrazu.

Nachyliła się nad taflą wody i zanurzyła w niej ręce. Była zimna, orzeźwiająca. On też nachylił się nad wodą i starannie, wręcz pedantycznie zaczął myć ręce. 

Spojrzała na niego i nie mogła oderwać wzroku od ruchu jego rąk.
- rzeczywiście jesteś chirurgiem... i to widać, że praktykującym – powiedziała z lekkim uśmiechem – zawsze tak myjesz ręce jak przed operacją ?
Zaśmiał się głośno
- ano.. zboczenie zawodowe
Podał jej mydło, potem ręcznik.




Objął ją lekko i przytulił, kiedy wracali wolnym krokiem.

 - dopadła cię szara rzeczywistość? - na wpół stwierdził na wpół zapytał.


 Kiwnęła twierdząco głową i przytuliła się do jego ramienia bez słowa. 





*****************************************
Ja Rodzic

Uczymy nasze pociechy szacunku do innych ludzi .

Uczymy szacunku do Rodziny: do rodziców, do rodzeństwa, do Dziadków, Babć , Ciotek, Wujków  i całej rodziny.

Nasze pociechy uczą się, obserwują, patrzą i zaczynają samodzielnie myśleć. 
I nagle okazuje się, że ich pojęcie szacunku jest niezupełnie zgodne z naszymi oczekiwaniami.

Idealny Rodzic ..... zadaje sobie pytanie czy źle nauczyliśmy nasze dzieci ?
czy może one inaczej bardziej świeżo, intuicyjnie czują kogo należy szanować a nie  obdarowują szacunkiem kogoś kto na niego po prostu zasługuje ?